K-PAX #1 K-PAX by BREWER GENE

K-PAX #1 K-PAX by BREWER GENE

Author:BREWER GENE [BREWER GENE]
Language: pol
Format: epub
Tags: General Interest
Published: 2010-11-27T12:12:33.327000+00:00


77

pomysł się spodobał, choć wspomniałem jej, że prot mógł być zamieszany w jakiś gwałtowny incydent i jest możliwe, że…–Daj spokój – przerwała mi – niech przyjdzie.

Nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale w poniedziałek rano wszyscy na Oddziale Pierwszym i Drugim wiedzieli, że prot został zaproszony do mnie na grillowanie. Prawie każdy pacjent, na którego się tego dnia natknąłem (nie wyłączając trzech „zmienniczek” Marii, zajmujących się wciąż bądź zapinaniem guzików rozpiętych przez inne jej osobowości, bądź też odwrotnie – ich rozpinaniem, jeżeli zostały zapięte), zwracał się do mnie z łagodną wymówką: „Mnie pan nigdy nie zaprosił do siebie, doktorze Brewer!”. „Proszę wyzdrowieć i opuścić ten szpital, wtedy na pewno to zrobię”, mówiłem każdemu bez wyjątku. Na co większość z nich odpowiadała: „Nie będzie mnie już tutaj, doktorze Brewer. Prot zabierze mnie ze sobą!”.

Wszyscy z wyjątkiem Russella, który nie miał zamiaru wybierać się na K-PAX: jego miejsce było na Ziemi. W istocie, podczas gdy wszyscy z Oddziału Pierwszego i Drugiego cieszyli się piknikiem na trawie przed szpitalem – z wyjątkiem Bess, która pozostała w budynku, by uniknąć wyimaginowanej burzy – Russ spędził cały dzień Czwartego Lipca na oddziale katatoników, głosząc ewangelię. Niestety żadna z tych smutnych postaci nie powstała i nie poszła za nim.

W ten sam poniedziałek rano Giselle czekała na mnie w zwykłym stroju, z tym swoim sosnowym zapachem. Poprosiłem ją jak najuprzejmiej, żeby, kiedy będzie chciała się ze mną zobaczyć, porozumiewała się z panią Trexler w celu uzgadniania naszych spotkań. Już chciałem jej wytłumaczyć, że muszę zobaczyć pacjentów, mam mnóstwo pracy administracyjnej, artykuły do recenzji, listy do podyktowania i tak dalej, ale ledwie zacząłem mówić, powiedziała: „Chyba wiem, jak wpaść na trop tego faceta”.

–Proszę wejść – rzekłem.

Jej pomysł był następujący: chciała, żeby jej znajomy lingwista przesłuchał jedną z taśm z nagraniem prota. To była jedna z tych osób, które potrafią bardzo dokładnie określić region kraju, gdzie dany człowiek się urodził i/lub gdzie się wychowywał, czasem z wręcz niesamowitą precyzją. Podstawą tego jest nie tyle dialekt, ile używane wyrażenia i zwroty, na przykład, czy ktoś powie „wodotrysk” czy też „fontanna”. Była to dobra propozycja, ale oczywiście niewykonalna, z racji praw chroniących pacjenta (czy też klienta). Giselle była na to przygotowana. „Czy mogłabym w takim razie sama nagrać z nim rozmowę?” Nie widziałem jasnej przyczyny, dla której nie mogłaby tego zrobić, i powiedziałem, że poproszę Betty, by wyznaczyła jakąś porę dogodną dla niej i dla prota.

–Proszę się nie trudzić – odparła z cwaniackim uśmieszkiem – już to zrobiłam.

I wybiegła dosłownie w podskokach, jak uczenniczka, aby skontaktować się ze swoim ekspertem. Ale jej sosnowy zapach nie opuszczał mnie przez resztę dnia.



Download



Copyright Disclaimer:
This site does not store any files on its server. We only index and link to content provided by other sites. Please contact the content providers to delete copyright contents if any and email us, we'll remove relevant links or contents immediately.